Rocznica


Dnia 24 września 1915 roku w Zamku w Łańcucie zmarł hrabia Roman Potocki III Ordynat Łańcuta w latach 1889-1915: Kawaler Orderu Złotego Runa, Kawaler Orderu św. Grzegorza, Kawaler Wielkiej Wstęgi Hiszpańskiej Orderu Karola III, Kawaler Wielkiego Krzyża Papieskiego, cesarsko-królewski szambelan i tajny radca, dziedziczny członek austriackiej Izby Panów, poseł na sejmy galicyjskie, poseł do rady państwa w Wiedniu, prezes powiatu łańcuckiego, członek Towarzystwa Kolei Lwów - Podhajce, honorowy obywatel gminy Przemyślany.
 Elżbieta z Radziwiłłów Potocka w Pamiętniku wspominała: Od roku 1911 niestety zaczęło zdrowie Romana szwankować, a w roku 1914, gdy się rozpętała ta straszna burza wojenna, całkiem się załamało. Dnia 13 sierpnia 1915 wróciwszy tu po ustąpieniu Moskali ciężko chory żegnał się ze swoim ukochanym Łańcutem, jakby cudem od zagłady wojennej uratowanym i tu 24 września tego samego roku życie zakończył- wszystkie jego ulubione orchidee, które w pełnym kwiecie zapełniały szklarnie poszły z nim do grobu!

We wspomnieniach jego syna Alfreda III Potockiego z kolei czytamy: Ojciec mój był szlachcicem starej daty, prawdziwym przedstawicielem naszych starych tradycji. Ujmującej postaci, z pociągłą wyrazistą twarzą, dużym orlim nosem i dumnymi oczami wydawał się należeć jeszcze do rycerskich czasów. Kochał przyrodę i wszystkie zwierzęta, ale ptaki były przedmiotem jego szczególnego zainteresowania. Często w czasie spacerów zatrzymywał się zwracając moją uwagę na ptaka, charakteryzował i podawał jego łacińską nazwę. Jemu to zawdzięczam moje upodobania do kwiatów i drzew (…). Ojciec był tak punktualny, że w każdym z pokoi w zamku miał zegar, stąd nie było żadnego usprawiedliwienia w razie spóźnienia, ale równocześnie nie było najmniejszego cienia tyranii. (…).

 Pod koniec września (1915)pochłodniało i zerwał się wiatr. Zajmowałem się niezbędnymi pracami w majątkach, ale wracając codziennie oczekiwałem najgorszego. Dwudziestego trzeciego września spędziłem znaczną część dnia na robieniu rachunków. Gdy wszedłem wieczorem do pokoju ojca , znajdował się tylko w półświadomości. Trochę przed czwartą rano obudził mnie pokojowy ojca. Pośpieszyłem się. Ojciec pół siedział, pół leżał na kanapie w niebieskiej kurtce i nogi miał otulone białym okryciem. Wydawał się w uśpieniu, lecz zrozumiałe, że już nie żył. Zawsze doskonale wyglądał, a teraz twarz jego miała marmurowe piękno. (…) Najbliżsi krewni i krąg rodzinny z mistrzem ceremonii i pięćdziesięciu innymi osobami utworzyli kondukt pogrzebowy, odprowadzający ojca na wieczny spoczynek w dniu pełnym miłego wrześniowego słońca.
Nazajutrz po pogrzebie ojca rozpadał się deszcz jesienny i padał więcej niż tydzień. Mgła spowiła folwarki i lasy, żaden promyk słońca nie przedostał się przez nią.





Komentarze

Popularne posty