Służba Izabelli

Okres największej świetności łańcuckiego Zamku przypada na czasy Księżnej Izabelli Lubomirskiej (1736-1816). Sprawne funkcjonowanie majątku zależało od ludzi, którzy nim zarządzali podczas jej nieobecności, i służby pałacowej, która była liczna i mocno zhierarchizowana. Na przełomie XVIII i XIX liczyła sto dziewięćdziesiąt dziewięć osób, przy czym sto pracowało w głównym budynku, siedemdziesiąt osób opiekowało się ogrodami pałacowymi, a dwudziestu dziewięciu osobom powierzono opiekę nad końmi oraz pojazdami zaprzęgowymi.
Rządcą dworu, czyli Marszałkiem był najpierw Ignacy Gabard de Vaux, emigrant francuski, były główny sekretarz i zastępca ministra misji francuskiej w Szwajcarii, od 1791 administrator majątku Izabelli Lubomirskiej, właściciel pobliskiego Husowa. W Zamku zajmował apartament na II piętrze, w skrzydle północnym, zwany "Gabardówką". Po jego śmierci w 1807 r. stanowisko objął Tadeusz Witkowski, potężnie zbudowany, barczysty i ubrany zawsze w strój polski mężczyzna, wcześniej sprawujący pieczę nad "kasą łańcucką". W tym samym czasie komisarzem dóbr Księżnej Izabelli Lubomirskiej był Antoni Strachocki, zaś szafarzem Stęchliński. Wśród kamerdynerów na służbie byli Bieniaszewski, Majer, Peszkowski, Bartmański.
Zarządzanie służbą nie było rzeczą łatwą, zdarzały się dziwne historie, otóż pewnego dnia Witkowski zobaczył, że stróż kuchenny z kuchni płacowych coś konwiami* wynosił, zatrzymał go i zapytał o zawartość naczyń. Zgodnie z wyjaśnieniami miały to być pomyje. Rządca za pomocą laski przebił zakrzepłą tłustość, a wtedy z konwi wypłynęły kapłony*. 
Innym razem kucharz zamkowy postanowił wynieść z pałacu rybę, ukrył ją więc pod płaszczem, ale niestety pokaźny ogon widoczny był aż nazbyt dobrze. Wtedy również interweniował Witkowski, zatrzymał sługę i zasugerował, że albo powinien na przyszłość płaszcz dłuższy nosić, albo rybę mniejszą wybrać. 
Służba pałacowa wysyłała bieliznę Księżnej do prania do samego Paryża,


zatem zmian jej potrzeba było kilka, można sobie wyobrazić, jaki musiał być jej zapas, gdzie nie koleją, lecz kołowo przesłaną do Paryża być mogła –jedna część była w drodze, druga w Paryżu, trzecia z powrotem do Łańcuta, a czwarta na miejscu w użyciu –mówiono może przesadnie, że dochód z klucza Brzeżańskiego szedł na pranie bielizny. 


* konew - duże naczynie na płyny
tu kapłon - wykwintne danie z wykastrowanego i utuczonego koguta 


Skorzystaliśmy z Pamiętnika Teofila Baumana z lat 1784 do 1878
BL
wszelkie prawa zastrzeżone

Komentarze

Popularne posty