O.Józef Wojtechowski, ksiądz ludu



O. Józef Wojtechowski urodził się  w 1810 roku w miejscowości Welwarach, na północ od Pragi, jako syn Józefa Wojciechowskiego nauczyciela ludowego oraz Magdaleny z domu Schoenfelder, jako jedno z trojga dzieci. Rodzice Józefa byli ludźmi niezwykle pobożnymi, wszystkie ich dzieci związały swoje dorosłe życie ze służbą Bogu.

Po ukończeniu z wyróżnieniem studiów filozoficznych w Pradze Józef wstąpił do wojska, w którym dosłużył się stopnia oficera. Postanowił jednak zamienić mundur żołnierski na sutannę, wstępując do seminarium biskupiego w Pradze na wydział teologiczny, gdzie został wyświęcony 2 sierpnia 1835 roku. Doceniony przez mieszkańców Pragi i swojego biskupa otrzymał urząd administratora przy kościele św. Mikołaja. 

Mimo licznych dostojeństw, które na niego czekały, postanowił wstąpić 21 kwietnia 1841 r. do Zakonu Towarzystwa Jezusowego. Po ukończeniu nowicjatu w Gradcu i naukach w Linzu, został profesorem gimnazjalnym w Nowym Sączu, gdzie pracował do 1848 roku i zajmował się wychowaniem młodzieży. Uwielbiany przez swoich uczniów, nigdy nie stosował żadnych kar. Największą karą dla jego wychowanków było zasmucenie swojego profesora.


Na skutek wydarzeń w 1848 roku zmuszony był opuścić Galicję wraz z Jezuitami i zgodnie z poleceniem swoich przełożonych udał się na Śląsk pruski. Tu ze swoimi współbraćmi ks. Antoniewiczem oraz Seterkiem i innymi odprawiał misje po wsiach i miastach: m.in. w Opolu, Koźlu, Wodzisławiu, Raciborzu, Ostrowie, Słowikowie, Benkowicach. Podczas pełnienia posługi duszpasterskiej w Rozdziałowicach w Czechach wybuchła cholera.
O.Józef Wojtechowski całymi dniami i nocami odwiedzał chorych oraz więźniów. Swoją misję pełnił także na terenie Moraw oraz Księstwa Poznańskiego, a także Galicji.
Swoje siły zawdzięczał jak mówił łasce Bożej i Niepokalanej Bogurodzicy Dziewicy. 

1854 roku z woli przełożonych objął urząd kaznodziei pomocnika przy parafii łańcuckiej. Szczególnie bliski był mu lud wiejski. Na początku jego pobytu w Łańcucie w 1855 r. wybuchła cholera, która dziesiątkowała społeczeństwo Galicji oraz całą Europę. O.Wojtechowski całymi dniami odwiedzał zarażonych, pocieszał umierających i przygotowywał na sąd Boży, nie bacząc na własne życie. Witano go wszędzie serdecznie, sami Żydzi prosili go, aby odwiedzał ich chorych i ratował. Nikomu nigdy nie odmawiał i niejednokrotnie trafnymi przepisami niejednego przy życiu zachował.
Odtąd ludność z Łańcuta i okolic przyrzekła udawać się do niego nie tylko w potrzebach duchowych, ale i w dolegliwościach cielesnych. Nie był lekarzem, ale umiał dobrze korzystać z doświadczeń. Najprostsze, nieraz tylko pozorne lekarstwa okazywały się w jego rękach niezwykle skuteczne. Codziennie popołudniu objeżdżał wsie należące do obszernej łańcuckiej parafii, mówiąc o zasadach wiary i moralności chrześcijańskiej czy to w wiejskiej chacie czy w szkółce, które zakładał. Przez dzieci nazywany był „księżuszkiem”.

Podczas pobytu w Łańcucie wysłano go do Pragi, aby tam objął urząd kaznodziei, jednakże tęskniąc za swoimi parafianami zdecydował się powrócić do miasta, by resztę życia spędzić w nim i czuwać nad jego społecznością. Potrafił w sposób niewytłumaczalny odgadywać niebezpieczeństwa grożące miastu i okolicznym wsiom, próbując je zniweczyć, chronił tym samym ową społeczność. Zachęcał do prenumerowania Chaty, która była dostępna w parafii, w której umieszczał artykuły i przestrogi.
Wielka sympatią darzył kościółek w Soninie, który dźwignął z upadku i całkowicie odnowił z pomocą dobrowolnych składek, które zbierał co niedzielę i święta.
W 1875 r. podczas odprawiania nieszporów w uroczystość św. Stanisława Kostki w filialnym kościółku w Soninie zasłabł i stracił mowę. Po przywiezieniu do Łańcuta zmarł po 9 dniach 23 listopada 1875 r.
 Pogrzeb Ks. Józefa Wojtechowskiego na łańcuckim cmentarzu był wielką manifestacją ludu, który przyszedł pożegnać swego dobrodzieja, śpiewając mu pieśni od świtu do zmierzchu. 
W 1916 roku społeczność Łańcuta ufundowała pomnik swojemu kapłanowi, który po dzień dzisiejszy stoi na łańcuckim cmentarzu. Jak wynika z licznych świadectw ksiądz nadal ochrania swoje miasto i okolicę, które przez lata były jego domem.
BL, wszelkie prawa zastrzeżone

Komentarze

Popularne posty