Historia jednego obiektu - tulipaniera, czyli nasz nowy cykl

Tulipaniera, z dwoma ruchomymi wkładami
Holandia XIX w. fajans
zbiory Muzeum-Zamek w Łańcucie 


Tulipaniera to rodzaj wazonu przeznaczonego na tulipany lub inne kwiaty cięte. Nie jest to klasyczna forma z jednym otworem, do którego wkładano bukiety lub wiązkę kwiatów, lecz jego bardzo ciekawa  odmiana, która pozwalała na wyeksponowanie każdej rośliny z osobna, dając w ten sposób możliwość jej pełniejszego podziwiania. 

Piramida kwiatowa
Lambertus van Eenhoorn
fajans, Delft, ok. 1652-1700
źródło Rijiksmuseum© Amsterdam
Łańcucka bukietiera, bo i z takim określeniem możecie się również spotkać, jest nieduża i ma klasyczną formę żardiniery. Tulipaniery wykonywano w różnych kształtach i wielkościach. Największe, piramidalne, takie jak widoczna na zdjęciu ze zbiorów Rijiksmuseum w Amsterdamie  mogły osiągnąć wysokość nawet do 1,5 m i składały się z wielu odrębnych części, do których wlewano wodę i wstawiano kwiaty, a każda część mogła być osobnym wazonem. W zależności od wielkości ustawiano je na stołach (mniejsze) lub podłogach.
Delft od XVI w. było jednym w najważniejszych ośrodków wytwarzania ceramiki w Europie, słynąc z Delfts blauw fajansu z niebieską dekoracja. 
Początkowo był to tańszy, europejski odpowiednik chińskiej porcelany sprowadzanej przez Holenderską Kompanię Wschodnioindyjską. Szybko jednak stał się bardzo popularny i przestał być tylko tanią imitacją w stylu dynastii Ming. Stało się to między innymi dzięki malarzom ceramiki, takim jak Frederik van Frytom. Z fajansu wykonywane były zarówno przedmioty dekoracyjne, jaki i użytkowe.

Tulipaniery pojawiły się wraz z „tulipanową gorączką” zwaną w Europie również  „tulipanomanią”, która opanowała Niderlandy w XVII w., a kwiaty te w krótkim czasie od pojawienia się na kontynencie w 1554 r. stały się symbolem bogactwa i luksusu.

Może trudno w to dziś uwierzyć, ale jedna cebulka tulipana mogła kosztować fortunę, którą często zresztą tracono w wyniku spekulacji giełdowych, niewykwitania roślin i ostatecznie w wyniku załamania się rynku w lutym 1637 r. 
Wtedy przez Niderlandy przetoczyła się lawina bankructw. Nie było jednak w tym nic dziwnego. Jeśli tonę masła można było kupić za 100 guldenów, a cebulkę tulipana sprzedawano za 2500 guldenów lub więcej (za odmianę Semper August zapłacono 6000), a i to bez gwarancji, że roślina wyrośnie i zakwitnie (tzw. handel wiatrem).
 
Siedemnastowieczny krach na rynku handlu tulipanami jest uznawany za pierwszą bańkę spekulacyjną w gospodarce europejskiej. Spotyka się również głosy, podważające wielkość inwestycji, spekulacji na giełdach tulipanów i wielkości krachu jakie w związku z tulipanami wystąpił.

Faktem jest jednak, że Niderlandy przeżywały w XVII w. boom gospodarczy związany z handlem, w tym tulipanami. To one tuż obok śledzi stanowiły główny produkt eksportowy kraju, który utożsamiany jest z tulipanami do dziś.  

Do „tulipanimanii” porównuje się „orchiddelirium”, które pojawiło się w wiktoriańskiej Europie, nie omijając i Łańcuta.© MZŁ, EKŁ

Komentarze

Popularne posty